środa, 21 maja 2014

Niedziela pełna wrażeń - Mother Power

Cały tydzień czekaliśmy aż pogoda się poprawi, każdego dnia było tylko gorzej i gorzej. Deszcz padał, nie on nie padał, on się uwziął na nas i zalewał nas lub zlewał się z nas. Albert stracił humor. Czwartek i piątek spędził z nami w domku i się biedaczek nudził. Ale każdego dnia przypominałam mu, że w niedzielę będziemy się super bawić, że będą tez inne dzieciaki, że wyjdzie słoneczko. W piątek Robak stwierdził, że on chyba nie doczeka tej niedzieli, a przecież i tak nikogo tam nie zna i nigdzie nie jedzie. Przekonywałam go, aby się tak pesymistycznie nie nastawiał. W sobotę wybraliśmy się do moich rodziców. Robaczkowi już się mordka bardziej uśmiechała, bo przecież nie ma to jak u dziadziusia i babci. Pogoda też powolutku zaczynała się poprawiać. W niedzielę wstaliśmy raniutko, zjedliśmy pyszne śniadanko, pożegnaliśmy Myszkę i ruszyliśmy na nasze pierwsze warsztatowe spotkanko "Mother Power".
Z każdym kilometrem bliżej Kryspinowa czuliśmy się coraz bardziej podekscytowani.Okolice Kryspinowa są nam dobrze znane, dlatego najpierw poszliśmy przywitać naszą kochaną, zlotową plażę, a następnie skierowaliśmy się w stronę Karczmy "Rohatyna", w której to matka tańczyła na stole. A co kiedyś się było młodym :)
Na miejscu już było sporo osób, ale ja taka nieobyta z blogosferą rozpoznałam tylko panie organizatorki - Żanetkę oraz Kasię. Z Żanetą znamy się już parę dobrych lat, ale to taka znajomość na odległość, choć nie ukrywam, że bardzo ją lubię. Kasię znałam tylko z "monitora", ale było mi bardzo miło poznać ją osobiście.
Robak szybko się zaklimatyzował i zaraz pobiegł na plac zabaw. Stwierdził, że mam go zawołać jak będzie potrzebny. Pomyślałam sobie - synu ale ty mi jesteś cały czas potrzebny, bo ja tu jestem sama i tylko uśmiechac się mogę. Jednak czekała mnie miła niespodzianka i spotkałam garbusiarską kumpelę Anię wraz z małą piękną panną Zuzanną.
Robak jednak za chwilkę wrócił z całą ferajną, gdyż przybył pan z "Kreatywnych Maluchów" i rozpoczęła się część warsztatowa. Dzieciarnia dostała do zabawy pełne kosze pianek "PlayMais", które przy użyciu wody można ze sobą łączyć w niesamowite budowle. Te małe pianki są wyprodukowane ze skrobi kukurydzianej i barwników spożywczych. Są ekologiczne, bezpieczne i całkowicie nieszkodliwe dla zdrowia. Potwierdzeniem może być Robak, który zjadł parę pianek z ciekawości. Tylko jakoś dziwnie niebieską miał paszczę później :)
Albert lepił pianki ze sobą w sobie tylko zrozumiały sposób, a to młot Thora się pojawił, a to samochód, a to jeszcze jakieś głupotki powstawały z PlayMais'ów. Aż tu nagle do naszego stoliczka dotarł piasek kinetyczny i Albert został kupiony. Piasek nie brudzi, nie sypie się i porusza się ciągle, wystarczy go delikatnie dotknąć. Robak zażyczył sobie na Dzień Dziecka wiaderko tego piachu, będzie miał własna piaskownicę. Ten piasek był tak przyjemny w dotyku, że chyba się skuszę na zakup. Później Pan Prowadzący dokonał wyboru najlepszych prac, co mojego syna nie wiele interesowało. Pooglądał inne prace i  pobiegł się bawić. Ale jak się okazało każde dziecko zostało nagrodzone małym zestawem PlayMais oraz puszką pucholiny Bubber.
Za nim zaczęła się dalsza, bardziej mamuśkowa część spotkania, mieliśmy chwilkę, aby zjeść pyszny kawałek ciasta, napić się kawki i herbatki oraz poplotkować z innymi mamami. W tej krótkiej przerwie udało mi się poznać Anię i jej Królewnę Maję z bloga "White Semi Sweet" oraz Matkę Aniołów - Kasię -  z  bloga "Drugi Anioł". Za to mój syn poznał mnóstwo dzieciaków, ale jak twierdzi nie bardzo pamięta jak mieli na imię, ale byli fajowi. Jednego nawet zaprosił do nas :) Później czekały na nas jeszcze dwie niespodzianki: Pani z firmy "Palmers" opowiedziała nam o ich produktach oraz poznałyśmy urocze koszulki edukacyjne z firmy "Hug&Play", o których napiszę jeszcze, bo bardzo mi przypadły do gustu i zastanawiam się nad ich zakupem. Na zakończenie imprezy dziewczyny przygotowały dla nas wspaniałe prezenty, a żebyśmy głodne nie pojechały w świat to jeszcze było ognicho z pyszną kiełbachą.
Razem z Albertem spędziliśmy miło niedzielę, kiedy wracaliśmy do domku albert spytał czy jutro tez pojedziemy na takie warsztaty. Także jeśli dziewczyny jeszcze coś planują to my się piszemy.










Wiemy ile trudu trzeba włożyć w taką imprezę, jak ciężko jest ogarnąć dzieciaki w tak różnych grupach wiekowych i wiem jak trudno dogodzić ich mamuśką. Dlatego jestem pełna podziwu, że Żanecie i Kasi się udało. Aby dobrze bawić się na takiej imprezie trzeba z domu zabrać dobry humor, a tego chyba niektóre mamy nie spakowały do torby.

7 komentarzy:

  1. Fajnie bylo Cie poznac Mamusko i Twojego Synka tez:) do zobaczenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy tylko same mamuśki z dzieciakami czy mogą być także babcie ze swoimi wnukami i dobrym humorkiem. Chętnie bym się z taką paczką zabrała ;) chociaż jestem Babcią.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miło nam było Was poznać,w ogóle fajowo było :) trzymajcie się ciepło :)

    OdpowiedzUsuń