środa, 16 kwietnia 2014

Żłobek - trudne decyzje


Każda mama, która pracowała za nim urodziła, w pewnym momencie musi zadać sobie pytanie: czy wraca do pracy czy zostaje z dzieckiem w domu. Odpowiedź na to pytanie zależna jest od wielu czynników: czy musi wrócić do pracy, czy chce wrócić do pracy, jak to wpłynie na sytuacje materialną w domu. Jeśli podejmie decyzje, że wraca do pracy, trzeba pomyśleć co z maluszkiem - może opiekunka, może babcia lub może żłobek. My wiedzieliśmy, że po macierzyńskim wracam do pracy i w zeszłym tygodniu podjęliśmy ważną decyzje odnośnie tego kiedy wrócę do pracy i co będzie z Klarą. Wybraliśmy tą ostatnią opcje - żłobek. Dla wielu trudną do zaakceptowania.

Na początku września zeszłego roku zapisaliśmy Klarę do żłobka w naszym mieście. Pani dyrektor poinformowała nas, żebyśmy zgłosili się do nich, kiedy malutka się urodzi, bo w tej chwili mogą nas wpisać na listę oczekujących. Na początku lutego A. poszedł podzielić się dobrą nowiną, że córeczka jest już z nami i zapisać ją do żłobka od września tego roku - urlop macierzyński mam do końca stycznia, ale niestety dzieci do żłobka przyjmowane są od września. Kazano nam czekać na informacje. W zeszłym tygodniu odebrałam telefon od Pani Dyrektor, że miejsce czeka na Klarę od 1 września. W ten oto sposób moja mała córeczka od września będzie uczęszczać do żłobka. Do stycznia będzie to bardzo nieregularnie. Na początku chciałabym zobaczyć jak będzie reagować i się zachowywać.
Alberta zapisaliśmy do żłobka zaraz po urodzeniu, wtedy sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. W momencie zapisania był 60 na liście i na miejsce musieliśmy czekać półtorej roku. Robak zaczął chodzić do żłobka od momentu jak skończył 18 miesięcy. Pierwszy dzień był dla niego pełen wrażeń, ani razu nie zapłakał i sam usnął - według relacji Pani Opiekunki. Chodził chętnie, widać było, że lubi swoją grupę i Panie Opiekunki, zwane "ciociami". Tylko raz zareagował płaczem, kiedy zostawialiśmy go w żłobku i to dopiero po 3 miesiącach.  Albercik jest małym czarusiem i do dziś ciocie ze żłobka są nim oczarowane. Zawsze wypowiadały się o nim w samych superlatywach: "Albercik jest taki grzeczny", "Taki dobry chłopczyk", "Pięknie się bawi i jest bardzo samodzielny". Ja zawsze się zastanawiałam czy one naprawdę mówią o moim synku - w domu małym diabełku.
Dla mnie żłobek to nie jest zło. Grupy w naszym są niewielkie, "cioć" jest w zależności od 2 do 4, każde dziecko ma swoje łóżeczko, swoją piżamkę, jeśli je z butelki to także i taką może mieć swoją. Dla niemowlaczków przynosi się w zależności od sposobu karmienia mleczko mamusi lub mieszankę oraz ulubioną kaszkę. Jedzenie też jest naprawdę dobre i gotowane na miejscu przez "ciocie kucharkę", która często zabiera dzieci do kuchni i pokazuje co dla nich szykuje na śniadanko czy obiadek. Odnośnie kwestii żywienia mam jedno "ale" - jak dla mojego Alberta w ich jadłospisie było za mało warzyw, które on lubi (brokuł, cukinia, groszek i kukurydza) oraz ryb, które Robak wprost uwielbia. Ale rozumiem, że trzeba się zmieścić w określonej kwocie, a ryby do najtańszych nie należą.
A co z chorobami? Pamiętam jak wspomnieliśmy naszej pani doktor, że Robak idzie do żłobka. Pochwaliła naszą decyzje i stwierdziła, że zapewne teraz będziemy się częściej spotykać. To fakt - pierwsze pół roku Albert chorował dość często, ale zazwyczaj był to katarek i kaszelek, z poważniejszych - zapalenie oskrzeli, które pozwoliło nam wykryć u niego bardzo łagodną formę astmy wysiłkowej. Jesteśmy w o tyle dobrej sytuacji, że mamy babcie na emeryturze, która chętnie opiekowała się zakatarzonym wnukiem. Obecnie Albert choruje bardzo rzadko.  
Z żłobka Albert wyniósł jeszcze jedną dobrą rzecz - umie bawić się z dziećmi i nie wstydzi się ich. Potrafi podjeść do bawiącej się grupki dzieci i przyłączyć do wspólnej zabawy, potrafi podzielić się zabawkami i wie, że czasem trzeba ustąpić. Aha, i to właśnie tam poznał swojego kumpla Antosia, z którym obecnie chodzi do przedszkola.
Choć teraz widzę tyle zalet żłobka to nie znaczy, że nie miałam wątpliwości odnośnie czy posłać tam Robaka. Bałam się jak da sobie radę, jak ja dam sobie radę. Teraz myślę, że bardziej to ja przeżywałam jego pierwszy dzień. Kiedy zadzwonili, że miejsce czeka na niego, przepłakałam całą noc ze strachu. Później przeklinałam w duchu fakt, że muszę pracować, że nie mamy tak idealnej sytuacji, abym mogła zostać w domu z synkiem. Minęło to dopiero jak zobaczyłam, że jest mu tam dobrze. 
Jak  będzie z Klara - przekonamy się we wrześniu. Ja już się martwię, choć wiem, że nie powinno być jej tam źle. Ale teraz wiem, że ten nasz pierwszy rok muszę wykorzystać w pełni.
Matko do dzieła:)


Mamo pamiętaj jedno za nim poślesz do żłobka swojego malucha – sprawdź:
·         jak wykształcona jest kadra
·         kto przygotowuje jedzenie dla dzieci
·         czy jest przygotowywane na miejscu
·         jeśli karmisz piersią to czy możesz przynosić odciągnięty pokarm dla maluszka (dotyczy dzieciaków do pierwszego roku)
·         w jaki sposób dzieci są układane do snu ( czy maluchy nie są do tego przymuszane) i czy jeśli nie śpią będzie im zapewniona jakaś rozrywka w czasie, gdy inne śpią
Życzę powodzenia każdej mamie w podjęciu tych trudnych decyzji.

2 komentarze:

  1. u nas w Bch niestety nie ma państwowego żłobka dla najmłodszych maluszków, dopiero od 2 r.ż., gdybym chciała wrócić do pracy to musielibyśmy opłacać albo opiekunkę albo prywatny klub, więc nawet nie opłaca się wracać do pracy, abstrahując, że chyba żal mi byłoby zostawić moją (też) Myszkę
    Pozdr. AW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać zawsze zawsze rozwiązanie sytuacji "co dalej" zależy od wielu czynników. Ja też, jeśli miałabym opłacać opiekunkę czy prywatny żłobek, nie wracałabym do pracy. Na ten moment cieszę się czasem z Klarcią, ale najgorsze przede mną. Buziaki dla małej Myszki :)

      Usuń